Każdego ranka, kiedy budzi mnie szybciej niż budzik, kiedy wtula we mnie jeszcze zaspaną buźkę i słyszę przy swoim, Jej serca bicie, mam ochotę w ogóle nie wychodzić, mam ochotę za niczym nie spieszyć, na nic nie czekać, do niczego nie zmierzać. Mam ochotę nie mieć żadnych planów poza tym jednym jedynym - by poszwendać się za nią przez cały poranek z kawą w ręku, powoli oczy przecierając. Chcę dać się poprowadzić za rękę, w każdym momencie kiedy tylko tego zapragnie, odpowiadać na każde zapytanie, zapamiętać każdy grymas twarzy, buziaki skradać i nawet bez proszenia takie dostawać. Chcę turlać się po podłodze i godzinami tego śmiechu słuchać, który zanosi się aż do czkawki. Chcę książki czytać i klocki układać. Chcę być, tuż obok.
Każdego dnia tygodnia zostawiam to pragnienie pod poduszką a w zamian za to robię mleko, w pośpiechu nakładam makijaż, w międzyczasie bajkę włączam, by drugie oko dokończyć i zamienić piżamę na strój godny wyjścia z domu a wtedy mówi do mnie "Pa" i przykładając rączkę do ust, buziaka mi przesyła a ja na ostatnim stopniu schodka czuję, że tęsknota mnie już ogromna pali.
I nieważne, że zmęczona, styrana, zorana, po tych ośmiu godzinach pragnę tylko Jej uśmiech zobaczyć, nawet jeśli zamiast tego łzę otrzeć będę musiała lub wysłuchać o wszystkich bolączkach. Za sobą zostawiam problemy zawodowe by po godzinie już w trampki wskoczyć i stopy w piaskownicy zanurzyć albo po boisku biegać i kredą rysować, krok w krok kroczyć a jednocześnie pozwolić świat poznawać. Obserwować jak znajomości zawiązuje, jak kontaktu z dziećmi pragnie i szuka.
A po powrocie tona piasku w przedpokoju, stopy na kafelkach poodbijane i zabawki, o które się potykamy i naczynia w zlewie, od których oczy zaczynają boleć i już myśl o tym czy wszystko na obiad na jutro jest, co wyprasować trzeba i jakie pranie wstawić, czy to dziś włosy zrobić muszę iczy choć dziś znajdę tę chwilę dla siebie, na stopy, na bloga, na stronę w książce, choćby jedną. Padam ze zmęczenia szybciej niż zdążę o tym wszystkim pomarzyć i zawsze coś czego zrobić nie zdołam.
Po kąpielowych z Tatą szaleństwach, po wieczornych pielęgnacjach i pieszczotach już w Jego wydaniu, po mleku i po tych kilku minutach przekładania się z jednej strony łóżeczka na drugą, widok śpiącej, szczęśliwej i pełnej wrażeń Lu. dodaje mi skrzydeł. Czuję wtedy, że ten obiad w biegu, że to zrzeczenie się kawy, bo już buty zakłada i tupie pod drzwiami nogami, warte były każdego promienia słońca, który udało nam się jeszcze złapać. Nawet jeśli ziewałam co chwilę i tęskniłam za smakiem kofeiny, nawet jeśli o śnie marzyłam i zmęczenie między nogi się wplątywało.
Są takie sekundy, minuty, godziny a nawet dni, w których mimo pewnych niedoskonałości, czuję, że nie potrzebuję nic więcej ♥.
Takie życie w biegu...
OdpowiedzUsuńW strasznym biegu...
Ale te chwile spędzone razem są najpiękniejsze.
I to się liczy.
Mam nadzieję, że uda Wam się trochę "nadrobić" w weekend.
Jestem zmęczona, czasem cholernie i desperacko zmęczona i tylko w wychwyceniu tych perełek widzę sens.
UsuńNie dziwie Ci się Słońce.
UsuńNa prawdę.
Pozdrówki :*
=***
UsuńBoję się dodać cokolwiek, by nie zepsuć tak wspaniałej opowieści jaką stworzyłaś. <3. Dodam więc tylko, że wspaniała z Ciebie mama. Najwspanialsza..
OdpowiedzUsuńI cholernie zmęczona Mama =*
Usuń