A w kolejny poniedziałkowy poranek, otulam się wspomnieniami małego paluszka, od którego odbija się światło lampek. A gdy wiatr mocniej zawieje, okrywa mnie ciepło chwili, w której bladym świtem, bombki z kartonu wypakowujemy, a drobniutkie rączki, dla każdej z nich miejsce znajdują, na zielonych, sztucznych gałązkach. W taki poranek, nasuwam rękawiczki na dłonie i ciepło czuję, niczym kuchennego piekarnika i wracam pamięcią do tej kuchni, całej mąką i cukrem oprószonej, do wyrazu Jej twarzy, który ogrom zaangażowania malował i podekscytowanie wielkie. Do ciasteczek, w maleńkich dłoniach obracanych i do tych łez, po twarzy spływających, bo już więcej nie można, nawet w taki dzień jak ten. Bo przecież wszystko przy udziale tych małych, wielkich rączek, ślad pozostawiających na świeżo wytartych meblach i na twarzy Taty, przy popołudniowej drzemce. Bo gdy Oni zmęczeni wrażeniami dnia, ja ich widokiem się upajam, zapisując go we wspomnieniach, by kiedyś móc opowiedzieć jak historia naszych Świąt się pisała.
Podobnie to odczuwam... Za takie chwile kocham grudzień...
OdpowiedzUsuńCzasami mam wrażenie, że taki okres przedświąteczny jest dla mnie spokojniejszy niż same Święta =)
Usuńtakie zwykłe chwile niby,a takie wyjątkowo jednocześnie... :)
OdpowiedzUsuńNiezwykle zwykłe =)
UsuńNaprawdę wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju chwile :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt Kochana :)
=*
Usuń