Wstaję bladym świtem, punkt 5:00 by w pracy już po 6:00 komputer odpalić. Poczta, zarządzenia, biurko pełne roboty a gdzieś między tym wszystkim smsy, że wstała, że zjadła lub nie zjadła. Że leki bez problemu. Że katar bez poprawy, kaszel w zasadzie też. "Mama, hałoooooo". "No cześć Promyczku. Co robisz (?). Ach, bawisz się. A Mama w pracy jest, ale jak obudzisz się po drzemce to już będę." Odkładam słuchawkę. Czuję tęsknotę, ale po takim czasie nauczyłam się wyłączyć i skupić na tym co zrobić muszę. Bo i tak znowu te 8 godzin to za mało by wygrzebać się z tony zaległości. Gaszę komputer i robię reset, wyłączam się, pędzę na autobus. Oczy zamykają mi się na tyle, że prawie przejeżdżam przystanek. Wybiegam jak poparzona i powietrze mnie unosi, po drodze chleb szybko i zdyszana wbiegam do domu. Śpi lub nie śpi lub właśnie się budzi. On - Mąż, już w kurtce, w przelocie przekazujemy sobie najistotniejsze informacje, resztę później, przez telefon. Buziaka zostawia mi na policzku i wybiega z domu. Czuję jak dopada mnie kolosalne zmęczenie a Ona wyspana, uśmiechem mnie wita i rączki na szyję zarzuca. Ratuje mnie tylko obiad i kawa, choć i to nie zawsze. Codziennie niemalże bajkami się podpieram. A często siadam na podłodze i 6 parę puzzli układam, książeczkę piątą opowiadam, pierzynę na podłodze rozkładam i drzemkę 15 minutową łapię gdy Ona do torebki cały swój pokój zmieścić próbuję. Przed kąpielą próbuję jeszcze przywrócić jakiś wygląd naszemu skromnemu mieszkaniu, bo przecież jeszcze obiad dziś na jutro i bajki wieczorne czytanie przez zasmarkany nos. A kiedy padam wieczorem zmęczona na kanapie, kiedy słyszę Jej spokojny oddech lub ciągłe nawoływania, bo jeszcze pić, bo skarpetka krzywo a poduszka to w ogóle źle leży, kiedy łapię te chwile oddechu i klucz w zamku słyszę i Jego zmęczoną twarz spotykam, to wtedy właśnie doceniam, doceniam i dziękuję, bo w sumie taki szał to tylko wtedy kiedy opiekę nad chorym dzieckiem z pracą pogodzić próbujemy. Kocham myśl o tym, że to tylko rozwiązanie na czas jakiś, krótszy - lub niestety dłuższy -, bo za chwilę znów w drodze do żłobka się spotkamy, razem po zakupy pójdziemy i tą buje (czyt. bułę) ulubioną kupimy. On wózek do piwnicy zniesie a ja zdążę Ją rozebrać. Obiad wszyscy razem przy stole a później kawa i wspólne zabawy, wspólny odpoczynek, wspólne zmęczenie. Dziękuję za tę codzienność, kiedy razem wychowywać Ją możemy, kiedy od dwóch lat niezmiennie co wieczór przygody kąpielowe to właśnie z Nim. I na zmianę te skarpetki i tą poduszkę poprawiamy. I choć nawet wtedy na trudności napotykamy, to jednak razem.
Póki co, tęsknię za chwilami bez kataru, kaszlu. Bez apteki. Tak jakby trochę zapomniałam jak to było.
Dzięki temu, że mnie odwiedziłaś- znów Was odnalazłam. Bo gdzieś mi się to piękne miejsce zapodziało w cyberprzestrzeni... Mojemu Miśkowi mówię tak samo : Wstaniesz po drzemce, a ja już będę. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę chwil bez apteki i bez kaszlu!!!
Ja też pewną drogę do Ciebie odbyłam, bo trafiłam w jeden dzień na link do posta o szpitalu a później tego samego dnia kiedy chciałam wrócić, komentarz zostawić to nie mogłam znaleźć. Oj naszukałam się =) I cieszę się, że mi się udało.
UsuńU nas też chorowicie i aptecznie, ale większość odpowiedzialności za leczenie i poprawianie samopoczucia dzieci spada na mnie. P. jest zbyt zmęczony po pracy na dwóch etatach...
OdpowiedzUsuńTo trzymaj się w taki razie Kochana, bo w pojedynkę szalenie trudno. I jak najwięcej tych chwil w komplecie =*
Usuńtak ciężko...zarazem tak pięknie, ciepło i rodzinnie. Uwielbiam czytać Twoje słowa. Słowa pełne miłości!
OdpowiedzUsuńŻyczę szybkiego powrotu do zdrowia dla Kruszynki;***
Uwielbiam Twoje komentarze =*
UsuńTeraz, kiedy miałam ciężki tydzień- wróciłam do tego posta i czerpała siłę. Dzięki! :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, że mogę swym przykładem dawać komuś siłę. Bezcenne.
UsuńŻyczę ogromu zdrowia. Dużo dużo zdrowia i dużo sił.
OdpowiedzUsuńTo piękne, że tak się dogadujecie i odnajdujecie :)
Coś nie chce u nas zawitać na dłużej =(*
Usuń